
Mieszkańcy wsi Wólka Zamkowa i Runice w gm. Drohiczyn są zaniepokojeni docierającymi do nich informacjami, jakoby zapadła decyzja o wybiciu ich stad drobiu.
- Idą święta, jedne, drugie, a my mamy wybić zdrowe kury, bo miesiąc temu stwierdzono rzekomy pomór. Ni jajek, ni kurczaka na obiad. Nasze kury były wtedy badane, wszystkie były i są zdrowe. Teraz raptem, też do końca konkretów nie znamy, mamy wybić kury, bo jest pomór. Stosowaliśmy się do wszystkich przepisów, obostrzeń. Tam, gdzie był pomór, zagazowano kury. A teraz co?
17 grudnia zorganizowali spotkanie, na którym przygotowali pismo do Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii, który ponoć miał wydać taką decyzję. Ale też nikt jej na oczy nie widział. Postanowili więc, poprzez lekarza powiatowego, dowiedzieć się więcej i na jego ręce złożyć pismo do lekarza wojewódzkiego.
Napisali w nim, że "zgłaszają sprzeciw (...) w sprawie wybicia (...) kur. Żądamy wyjaśnień na piśmie na jakiej podstawie podjęto decyzję, gdyż 26 listopada 2024 r. były pobierane wymazy kur i nie stwierdzono żadnych ognisk zakażeń. Dopiero po miesiącu zapadła krzywdząca decyzja, z którą się stanowczo nie zgadzamy. Do tej pory mieszkańcy obu wsi dostosowali się do wytycznych (...). Drób był i jest zamknięty i nie było żadnej możliwości, żeby kury zaraziły się w jakikolwiek sposób. Żądamy natychmiastowego wstrzymania decyzji i wyjaśnienia zaistniałej sytuacji".
Pismo podpisało 19 osób.
18 grudnia rano delegacja przyjechała do Siemiatycz. Mirosław Tołwiński, Powiatowy Lekarz Weterynarii przyjął Andrzeja Gromadzkiego sołtysa Runic i Elżbietę Przybyło, sołtyskę Wólki Zamkowej.
I jak się okazało żadnej decyzji jeszcze nie ma, są tylko przymiarki do sytuacji, które mogą się wydarzyć. Tołwiński starał się merytorycznie wytłumaczyć działania służb weterynaryjnych, przeprowadzone badania i sposób ich wykonania, by dały najrzetelniejszy wynik, czy też przewidywane zagrożenia. Kilkukrotnie zapewnił, że żadna decyzja jeszcze nie zapadła. Owszem, są powołane zespoły robocze do spisania drobiu, oszacowania strat, ale nikt jeszcze nie nakazuje wybijania zwierząt. Sugerował dyskusję, wypracowanie konsensusu pomiędzy prywatnymi hodowcami, a przedsiębiorcami. Przestrzegał również przed ewentualnym brakiem porozumienia. Podkreślał, że jest tylko wykonawcą, nie ustala strategii działania:
- Jest kolejne ognisko w Miłkowicach. Jeśli nie znajdziemy porozumienia, wyłączymy te 30-40 kurników w całej gminie i ościennych, co całościowo zablokuje jakąkolwiek produkcję. Cześć kur zostało przebadanych, natomiast okazuje się, że w wymazówkach z jednej i drugiej strony nie ma wirusa, a jest w narządach. Żeby rzetelnie to przebadać musimy mieć narządy. W Korzeniówce przez noc padło 30 sztuk, żadna nie miała wirusa, na środku wioski jest staw, tam znaleźliśmy odchody kaczek i w nich też nie znaleźliśmy wirusa. Problem jest również za Bugiem, na wysokości Drohiczyna. Nic mądrego teraz państwu nie powiem, nie obiecam, ale oczywiście przyjmuję wniosek i przekażę dalej.
Pan Andrzej i pani Elżbieta stwierdzili, że zgodzą się oddać po kilka sztuk drobiu, by przebadać narządy, ale apelują, by wstrzymać się z decyzją wybicia całych domowych stad. Nie chcą też ponosić kosztów ochrony hodowli przemysłowych.
Nowe ognisko rzekomego pomoru drobiu zostało stwierdzone w gospodarstwie przyzagrodowym utrzymującym 16 kur w miejscowości Klukowicze, gm. Nurzec Stacja.
ak, fot. ak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie