
Od kilku dni trochę mrozi. Na siemiatyckich zalewach jest cienki lód. W ciągu dwóch dni trzykrotnie alarmowano strażaków o przymarzniętych łabędziach.
10 lutego zaalarmowano strażaków JRG Siemiatycze, że na dużym zalewie w Siemiatyczach przymarzły 4 łabędzie. Przyjechali strażacy, łabędzie na ich widok wstały i poszły sobie, po lodzie, dalej. Pewno zdziwione, czego ci ludzie chcą?
W tym czasie na małym zalewie siedziały 2 łabędzie, z których jeden wyglądał, jakby miał głowę pod wodą, pod lodem. W ogóle się nie ruszał. Jest lód, jest rzadka okazja do ćwiczeń, więc na polecenie dowodzącego Przemysława Trochimiaka, młody strażak, asekurowany z brzegu przez kolegów, po lodzie posunął się w stronę łabędzi. Jak się okazało, te też nie były przymarznięte, a głowę większy łabędź trzymał nie pod wodą, tylko pod pachą, tj. pod skrzydłem. Wstały więc i poleciały w inne miejsce.
Następnego dnia, korzystając z zamarzniętej wody, strażacy ćwiczyli ratownictwo lodowe na dużym zalewie. Znowu zaalarmowano ich, że na małym zalewie przymarzły łabędzie. Kiedy podjechali, łabędzie - te same, co dzień wcześniej i w tym samym miejscu - podniosły się i odleciały w miejsce, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał.
jsw, fot. jsw
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie