
14 grudnia strażaków JRG Siemiatycze skierowano do Czartajewa, gdzie na zalewie miały być przymarznięte łabędzie. Oczywiście nie były. W ciągu ostatnich 30 lat, na kilkadziesiąt interwencji straży, tylko 2 razy łabędzie rzeczywiście miały trudności z wydostaniem się w lodu. Jeden na skutek tego był ranny, drugi nie mógł oderwać od lodu piór. Tak więc nie spieszmy się z alarmowaniem straży.
W tym czasie, ok. 15.40, policjanci, patrolujący brzeg dużego zalewu w Siemiatyczach, zauważyli 2 psy na bardzo cienkim lodzie, w odległości kilku metrów od brzegu. Psy, jak się zaraz okazało - niestety, poszły na środek akwenu. Tam załamał się pod nimi lód. Nie mogły się wydostać z przerębli. Lodowata woda i wiatr. O pomoc poproszono strażaków. Dyżurny skierował tam zastęp, który kończył właśnie interwencję w Czartajewie. Na miejscu kierujący działaniami powiadomił swego dyżurnego, że potrzebuje sań lodowych - platformy do poruszania się po lodzie, śniegu i wodzie. Po lodzie bowiem nie dało się iść, bo za cienki, ani iść w kombinezonie wodą, bo lód na to nie pozwalał. Strażacy swoim reflektorem na maszcie, czyli - jak to nazywają - najaśnicą, oświetlili teren. Kierowcy, którzy byli w okolicy dodatkowo oświetlili zalew reflektorami samochodów. Przyjechały sanie. Strażak, asekurowany przez pozostałych strażaków i policjantów linami, podsunął się na saniach do miejsca, gdzie były psy. Chociaż ostatkiem sił utrzymywały się na wodzie, to nie tak chętnie podpływały do ratownika. W końcu udało się jednego chwycić za obrożę. Natychmiast sanie ze strażakiem i psem zostały linami ściągnięte na brzeg. Strażak ponownie posunął się, odpychając specjalnymi kolcami, do przerębli. W końcu i drugi pies był na brzegu. Otulone kocami psy były uratowane. Uwiązano je, w oczekiwaniu na weterynarza, który miał zbadać stan ich zdrowia. Czas się dłużył. Weterynarz, z którym miasto ma umowę, nie odbierał telefonu. W międzyczasie policjanci odwiedzili okoliczne domy, w poszukiwaniu właściciela psów. Miały bowiem obroże z karabińczykami. Bezskutecznie. W końcu przyjechał lekarz weterynarii. Policjanci skontaktowali się z pracownikiem miejskiego przytuliska dla zwierząt, który czekał już z kojcami. Radiowozem psy trafiły do azylu.
jsw, fot. jsw
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie