
Dwukadencyjność organów wykonawczych gmin - wójtów, burmistrzów i prezydentów, połączoną z wydłużeniem jednej kadencji do 5 lat, wprowadzono w 2018 r. Ustawę nazwano "o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych". Ustawa obowiązuje od poprzedniej kadencji, czyli ta, która zakończy się w 2029 r., będzie dla wielu - ok. 2/3 - będzie ostatnią.
Prawda jest taka, że posłowie i senatorowie mają gdzieś ludzi i demokrację. Pną się po głowach wyborców na swoje synekury i grzeją ławy kilka kadencji. Jakoś nie zająknęli się nawet o ograniczeniu kadencyjności posłów i senatorów.
Wraca dyskusja, czy aby to nie łamanie konstytucji, że się ogranicza komuś bierne prawo wyborcze, a milionom czynne prawo wyborcze. Poseł nam mówi, kogo możemy wybierać, a kogo nie. Rządzące koalicje liczą sobie, iluż to wójtów, iluż burmistrzów i prezydentów mają po swojej stronie i na tej podstawie pewno potem podejmują decyzje, ile tych kadencji ma być. Już senatorowie przebąkują o rzetelnej debacie, już głos zabierają eksperci. Już sobie policzyli.
Zwolennicy dwukadencyjności, uważają, że ograniczenie liczby kadencji wzmacnia demokrację lokalną i zwiększa niby partycypację obywatelską, udział obywateli w życiu publicznym. Jednak, jak ktoś chce brać udział w życiu swojej społeczności, to może, po prostu założyć sobie komitet wyborczy, kandydować i wygrać lub przegrać. Zmuszanie kogokolwiek do wyrażania swojej opinii w sprawach publicznych - a choćby przez przymus udziału w wyborach - to miękki totalitaryzm. W socjalistycznej Belgii udział jest przymusowy. Grzywna to 30 euro, a wzrasta nawet do 100, jeżeli mamy gdzieś polityków i nie idziemy kolejny raz. Na dodatek traci się prawa publiczne.
Wg Najwyższej Izby Kontroli, w latach 2014 - 2024, w 772 miastach i gminach kontrole wykazały, że większość nieprawidłowości finansowych dotyczyła gmin, w których burmistrz pełnił funkcję krócej niż trzy kadencje. Nie stwierdzono jednocześnie przypadków, w których nieprawidłowości wynikałyby z działań wójtów, burmistrzów i prezydentów, pełniących funkcje przez trzy kadencje. Zatem argument o patologii wielokadencyjnej władzy jest całkowicie nietrafiony.
Jednym głosem mówią organizacje skupiające samorządy - Związek Miast Polskich, Unia Metropolii Polskich, Związek Gmin Wiejskich RP, Związek Województw RP oraz Unia Miasteczek Polskich. Uważają one, że ustawodawca nierówno potraktował wójtów i burmistrzów, wprowadzając dwukadencyjność, bo takiego ograniczenia nie zastosował w stosunku do zarządów powiatów i zarządów województw.
Politycy mają usta pełne frazesów o wolności, demokracji i Unii. Jakoś zapominają, że Europejska Karta Samorządu Terytorialnego w artykule 3 ust. 1 stanowi, że wybory bezpośrednie zapewniają wyrażenie woli mieszkańców i wzmacniają demokratyczne podstawy władzy lokalnej. Jeżeli zatem wolą mieszkańców jest wybrać sobie kogoś ponownie, to wara od tego posłom!
Stanisław Jastrzębski, prezes Związku Gmin Wiejskich RP, zauważa, że przez dwukadencyjność możemy stracić kompetentnych ludzi. Jak zauważa, pierwsza kadencja to czas poznawania specyfiki samorządu, budowania strategii i przygotowywania projektów, których realizacja często przypada dopiero na drugą kadencję. Ograniczenie kadencji prowadzi do sytuacji, w której wójt musi już na początku drugiej kadencji myśleć o swojej przyszłości zawodowej, zamiast w pełni poświęcić się obowiązkom wójta. Wg niego dwukadencyjność może również odstraszać osoby kompetentne, z doświadczeniem i potencjałem, od kandydowania na stanowiska w samorządach - trudno oczekiwać, że ktoś wykształcony i z dużymi możliwościami kariery zawodowej, zdecyduje się na pracę tylko przez 10 lat.
Wg posłów i senatorów, ludzie nie są zdolni wybrać sobie dobrego wójta, dobrego burmistrza, wybrać lidera swojej społeczności. Doświadczenie pokazuje jednak, że wyborcy potrafią zweryfikować władze lokalne. Iluż to wójtów i bur-mistrzów w okolicy odeszło! Nie podobali się wyborcom, to im podziękowano. W kraju aż ok. 40 proc. wójtów, burmistrzów i prezydentów odeszło z woli ludu. Jakoś ludzie pot-rafią też sobie wybrać posłów - najlepszych synów narodu.
- Jakiś czas temu, gdy nad tym tematem nie zastanawiałem się, odpowiedziałbym, że dwukadencyjność na stanowisku wójta jest dobrym rozwiązaniem - mówi Antoni Brzeziński, Wójt Gminy Dziadkowice. - Moje doświadczenie na stanowisku wójta, zweryfikowało moje podejście i nie dlatego, że jestem wójtem drugą kadencję. Za zniesieniem dwukadencyjności wójtów przemawiają następujące fakty: Po pierwsze, nikt wójtem się nie rodzi, pierwsza kadencja to, oprócz pracy, nauka tego stanowiska, zdobywanie doświadczenia niezbędnego do właściwego pełnienie tego stanowiska. W drugiej kadencji jest się pełnowartościowym pracownikiem na tym stanowisku, ze względów o których wcześniej wspomniałem, a wiedza, że nie będzie kandydowało się na trzecią kadencje jest demotywująca i w wielu przypadkach może sprawić brak chęci do pracy, co będzie ze szkodą dla jednostki samorządu terytorialnego. Po wtóre, są to wybory bezpośrednie i, zwłaszcza w małych gminach czy miasteczkach, mieszkańcy doskonale znają wójta, burmistrza czy prezydenta, wiedzą co zrobił dla ich wspólnoty, jaki jest jego potencjał na przyszłość i poprzez wrzucenie kartki do urny weryfikują przydatność danej osoby na stanowisko.
- Jako wójt, nie popieram zasady dwukadencyjności - mówi Norbert Jadczuk, Wójt Gminy Nurzec Stacja, który pełni tę funkcję pierwszy rok. Wcześniej był wicewójtem. - Uważam, że taki krok może prowadzić do destabilizacji w samorządach, szczególnie w małych gminach, gdzie doświadczenie i kontynuacja działań są kluczowe dla rozwoju. Każdy samorządowiec, niezależnie od kadencji, powinien być oceniany przez mieszkańców na podstawie swoich działań, a nie narzucanych z góry ograniczeń. Dwukadencyjność odbiera mieszkańcom prawo wyboru, a co więcej, może skutkować utratą stabilności i porzuceniem rozpoczętych projektów. Żyjemy w demokratycznym kraju, a przeprowadzane cyklicznie wybory są najbardziej rzetelną oceną osób sprawujących władzę, więc jeśli włodarze sprawdzają się w swoich działaniach i są wybierani przez mieszkańców, to nie powinno istnieć ograniczenie liczby sprawowanych przez nich kadencji. Po prostu dajmy naszym obywatelom prawo pełnego decydowania w tym zakresie.
- Uważam, że przepisy o dwukadencyjności mogą być postrzegane jako mało sprawiedliwe przez samorządowców, którzy starają się i naprawdę dobrze wykonują swoje funkcje - uważa Sebastian Sawicki, Wójt Gminy Milejczyce, nowicjusz w samorządzie. - Jeśli zmiana miała poprawić "system", to można się zastanowić, czy nie powinna dotyczyć też innych funkcji publicznych jak posłowie, senatorowie, radni. Warto też zwrócić uwagę, że jeśli ludzie chcą zmienić wójta, prezydenta lub burmistrza, bez względu na powód, to mogą to zrobić w sposób demokratyczny, czy to po pierwszej, czy kolejnej, kadencji i dzieje się to cały czas.
- Z perspektywy wieloletniego samorządowca mogę śmiało powiedzieć, że wprowadzenie dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast jest rozwiązaniem, które może przynieść więcej szkody niż pożytku - uważa Piotr Siniakowicz, burmistrz Siemiatycz. - Zarządzanie gminą czy miastem to zadanie, które wymaga doświadczenia, głębokiej znajomości lokalnych problemów i umiejętności planowania długofalowego. Te kompetencje buduje się latami, a ograniczenie liczby kadencji odcina samorządy od liderów, którzy najlepiej znają realia swoich społeczności. Niektóre procesy administracyjne czy inwestycyjne ciągną się przez lata. Wdrażanie długoterminowych zmian, przeobrażeń społecznych czy strategicznych inwestycji wymaga czasu, wiedzy i znajomości odpowiednich mechanizmów. Doświadczony lider, znający lokalne problemy i mający zbudowane relacje z instytucjami, potrafi rozwiązywać sprawy szybko i efektywnie - czasem wręcz jednym telefonem. Tymczasem osoba, która dopiero zaczyna swoją przygodę z samorządem, musi poświęcić wiele miesięcy lub nawet lat na zrozumienie i wdrożenie się w te procesy. Czy naprawdę warto rezygnować z tak cennego doświadczenia?
Najlepszymi recenzentami pracy każdego włodarza są mieszkańcy. To oni, na podstawie codziennych efektów działań, decydują w wyborach, kto zasługuje na ich zaufanie. Jeśli lider nie spełnia ich oczekiwań, potrafią wyraźnie powiedzieć "dość". Natomiast jeśli widzą efekty jego pracy - inwestycje, poprawę jakości życia, rozwiązywanie problemów - chętnie powierzają mu mandat na kolejne lata. Mieszkańcy oczekują, że ktoś będzie ich słuchał, reagował na ich potrzeby i wprowadzał nowoczesne, kreatywne rozwiązania. To pozwala utrzymać świeżość w działaniach i budować relacje oparte na zaufaniu.
Nie zapominajmy, że skuteczność lidera nie kończy się na dobrym marketingu. Oczywiście, kampania wyborcza i promocja są ważne - widzimy to chociażby na przykładzie wyborów w USA, gdzie marketing potrafi zadecydować o wyniku wyborów. Jednak na dłuższą metę marketing nie wystarczy. Mieszkańcy szybko weryfikują, czy za słowami idą konkretne działania. Lider, który przez lata sprawuje swoją funkcję, jest oceniany przez pryzmat realnych efektów, a nie obietnic.
Jeśli rozważamy wprowadzenie dwukadencyjności, powinna ona dotyczyć również innych funkcji publicznych, takich jak posłowie. Skoro mówimy o ograniczeniu liczby kadencji, to zasada ta powinna być stosowana równo wobec wszystkich, którzy pełnią funkcje publiczne. W przeciwnym razie tracimy spójność i uczciwość systemu.
Podsumowując, długoterminowe zarządzanie w samorządzie przynosi wymierne korzyści - pozwala budować stabilność, rozwój i zaufanie mieszkańców. Ograniczenie liczby kadencji odbiera społecznościom prawo do wyboru lidera, który skutecznie realizuje ich potrzeby i aspiracje. Wierzę, że to mieszkańcy są najlepszymi recenzentami pracy swoich włodarzy i to oni powinni decydować, kto ich reprezentuje.
- Nie jestem za dwukadencyjnością wójtów i burmistrzów, ponieważ brak tego ograniczenia przynosi wiele korzyści, które warto podkreślić - uważa Edward Krasowski, piastujący z woli mieszkańców funkcję Wójta Gminy Siemiatycze od 2014 roku. - Po pierwsze: doświadczenie i wiedza. Wójtowie i burmistrzowie, którzy sprawują swoje funkcje przez więcej niż dwie kadencje, zdobywają bogate doświadczenie w zarządzaniu lokalnymi sprawami. Ich głęboka znajomość lokalnych problemów i specyfiki regionu przekłada się na lepsze decyzje i skuteczniejsze działania.
Po drugie: stabilność i ciągłość. Brak ograniczenia do dwóch kadencji sprzyja stabilności władzy. Dzięki temu możliwe jest kontynuowanie długofalowych projektów bez zakłóceń wynikających z konieczności przekazywania władzy nowym osobom. To pozwala na realizację wieloletnich planów inwestycyjnych i rozwojowych, które wymagają ciągłości zarządzania.
Po trzecie: odpowiedzialność przed wyborcami. W demokracji to obywatele mają prawo decydować, kto będzie ich reprezentował. Zniesienie dwukadencyjności szanuje ich wybór, dając im możliwość ponownego wybrania wójta lub burmistrza, który dobrze spełnia swoje obowiązki. Ograniczenia kadencji mogą sztucznie naruszać ten proces. Po czwarte: lepsze relacje i zaangażowanie. Dłuższe urzędowanie pozwala na budowanie silniejszych więzi z mieszkańcami oraz lokalnymi organizacjami. Wójtowie i burmistrzowie mają więcej czasu na rozwijanie inicjatyw, które przynoszą korzyści społeczności, co wzmacnia zaufanie i zaangażowanie obywatelskie.
Po piąte: elastyczność w adaptacji. Liderzy z większym stażem mają lepszą zdolność adaptacji do zmieniających się warunków i wyzwań. Mogą wprowadzać innowacje i skuteczniej reagować na nowe potrzeby mieszkańców, ponieważ posiadają stabilną bazę doświadczeń i kontaktów. I po szóste: spadek zaangażowania w ostatniej kadencji. Wprowadzenie ograniczenia do dwóch kadencji może prowadzić do spadku zaangażowania w pracę w ostatnim okresie urzędowania. Wójtowie i burmistrzowie, wiedząc, że nie mogą ubiegać się o reelekcję, mogą stracić motywację do wprowadzania długoterminowych zmian, co negatywnie wpływa na efektywność ich pracy i rozwój lokalnych społeczności.
Zniesienie dwukadencyjności umożliwia utrzymanie sprawdzonych liderów, którzy mają szansę kontynuować rozpoczęte projekty i skutecznie zarządzać rozwojem lokalnych społeczności, unikając problemu spadku zaangażowania pod koniec kadencji.
Wojciech Borzym, burmistrz Drohiczyna, również uważa, że dwukadencyjność nie jest zgodna z ogólną zasadą demokracji.
- Uważam, że to ograniczenie samorządu, demokratycznych wyborów. Podobne szczeble samorządu, powiat i województwo, mimo że marszałek czy starosta są wybierani przez radnych, też pełnią te funkcje przez kilka kadencji. Powinno się równo traktować samorządy. Nie jest prawdą, że przez wielokadencyjność tworzą się powiązania, wprost mówiąc - mafijne. Jeśli tak, to przy wszystkich wyborach, do parlamentu do rad, wszędzie dajmy kadencyjność... Uważam, że to ludzie wybierają, ludzie decydują. Z drugiej strony, ze swego punktu widzenia, a mam ponad 24 lata pracy na tym stanowisku, nie uważam, że jest to na minus, a raczej na plus. Na zasadzie doświadczenia, podejmowania decyzji. Wiem jak to wygląda w porównaniu z pierwszą, czy drugą kadencją. Poza tym uważam, że w małych miejscowościach, gminach, młody wójt czy burmistrz, w wieku 30 kilku lat, te 10 lat pobędzie wójtem, burmistrzem, najlepsze lata poświęci samorządowi i potem musi zaczynać wszystko od początku, swoją drogę zawodową. Z drugiej strony, wiedząc, że będzie tylko dwie kadencje, nie wiem, czy będzie chciał startować.
Mariusz Kucewicz, Burmistrz Miasta i Gminy Łosice, trzecią kadencję na stanowisku, bez kontrkandydata w ostatnich wyborach, mówi:
- Skoro ma być sprawiedliwie i demokratycznie, to kadencyjność powinna obejmować wszystkich. Posłów, radnych. Myślę, że ludzie najbardziej identyfikują się z nami, na tym prawie najniższym szczeblu samorządu. Nie głosują na partie, a na ludzi. I nie rozumiem, dlaczego im się to prawo wyboru chce odbierać, skoro są zadowoleni z urzędujących wójtów, prezydentów, burmistrzów. W naszym powiecie też mamy przecież wójtów pełniących tę funkcje już bardzo długo. Nadal są wybierani, więc to świadczy o tym, że mieszkańcy są zadowoleni z takiego włodarza. Oczywiście może być tak, że w trakcie kadencji, jednej czy drugiej, zadowolenie z wyboru może maleć, ale wtedy oni też decydują, nie dając mandatu na kolejną, czy organizując referendum w sprawie odwołania.
Kucewicz widzi też plusy dwukadencyjności:
- Samorząd strasznie wciąga. Ja, wybrany jako młokos, byłem potrzebny żonie, dzieciom. Teraz już żona nauczyła się "życia z burmistrzem" - żartuje i dodaje: - Kadencyjność dobra jest dla psychiki wójta, burmistrza, bo odchodzi nie dlatego, że nie został wybrany, bez tej negatywnej oceny, że nie uzyskał mandatu.
- W Stanach Zjednoczonych ludzie wybierają sobie szeryfa w wolnych wyborach. Mogą mieć kaprys wybrania na szeryfa niedołężnej staruszki, ale nie są głupi i wybierają ludzi z doświadczeniem policyjnym, z firm ochroniarskich, z FBI, z Military Police, rangersów. My wybieramy sobie wójtów. Chyba widać, że jest jakaś zbiorowa mądrość. Co by nie mówić, nasza gmina dobrze na tym wychodzi. Ja tam jestem zadowolony - mówi mieszkaniec gm. Sarnaki.
- Nikt nie może mi ograniczać wyboru. Jeżeli mam życzenie wybrać sobie kogoś na burmistrza, to moja sprawa, moja decyzja. Jak widać, ludzie dobrze wiedzą kogo wybierać, a komu podziękować. Dobry gospodarz może, z woli mieszkańców, pełnić swoją funkcję dożywotnio - uważa Andrzej Szulc, mieszkaniec Siemiatycz.
- Tak, już słyszałam krzywdzące komentarze, że wójt już ma wszystko gdzieś, bo oby dotrwać do końca, bo przecież to ostatnia kadencja, wyjedzie stąd i co go obchodzi co tutaj zostanie - mówi mieszkanka Mielnika. - To niesprawiedliwe. Jakby miał dość, to by nie startował. A bardzo dużo dobrego zrobił dla Mielnika. I jestem przeciwna temu, by nie można było go wybrać trzeci raz. Ja w każdym razie bym go wybrała, jak dwa poprzednie razy, oby tylko wycofali się z tego durnego pomysłu tej kadencyjności.
jsw, ak, fot. MM
Nad ranem 4 stycznia zmarł śp. Józef Grzegorz Kurek, który zarządzał gminą Mszczonów nieprzerwanie od 1988 r., dwa pierwsze lata jako jej naczelnik, a następnie przez 34 lata już jako burmistrz.
Do końca aktywny, szukający sposobów na rozwój społeczności, której przewodził. Jeszcze w poniedziałek, 16 grudnia, podpisywał z marszałkiem Adamem Struzikiem i wicemarszałkiem Wiesławem Raboszukiem dwie umowy o dofinansowanie inwestycji o łącznej wartości prawie 19 mln zł – z programów „Mazowsze dla równomiernego rozwoju” oraz unijnego „Fundusze Europejskie dla Mazowsza 2021–2027”.
Cieszył się olbrzymim zaufaniem wśród mieszkańców gminy Mszczonów. Świadczy o tym choćby fakt, że aż dziewięciokrotnie był wybierany na stanowisko burmistrza. Trzykrotnie (w latach: 1990, 1994, 1998) ster gminy powierzała mu Rada Miejska, potem sześciokrotnie (w latach: 2002, 2006, 2010, 2014, 2018 i 2024) zwyciężał w bezpośrednich wyborach. Wcześniej pełnił funkcję naczelnika gminy Żabia Wola (1981–1988) i naczelnika gminy Mszczonów (1988-1990).
Urodził się 25 kwietnia 1953 r. w Kiczkach. Ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, uzyskując tytuł magistra inżyniera mechanizacji rolnictwa. Był absolwentem: Podyplomowego Studium Pedagogicznego SGGW, Podyplomowego Studium Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego na Uniwersytecie Warszawskim, Podyplomowego Studium Socjologii Wsi na Uniwersytecie Toruńskim oraz Studium Prawa Europejskiego w Warszawie.
Otrzymał wiele medali, nagród i wyróżnień samorządowych, w tym: medal „Pro Masovia”, Złoty Medal Akademii Polskiego Sukcesu i Srebrny Medal Polskiego Klubu Infrastruktury Sportowej. Został uznany: „Liderem Samorządu gmin miejskich i miejsko-wiejskich” oraz „Liderem Samorządu 25-lecia”.
Był odznaczony: Srebrnym (1985) i Złotym (1998) Krzyżem Zasługi oraz Krzyżami: Kawalerskim (2005) i Oficerskim (2011) oraz Orderu Odrodzenia Polski.
Za swoją działalność samorządową uhonorowany tytułami: „Menedżera Roku” (2010) oraz „Samorządowego Menedżera Regionu” (w latach: 2011, 2012, 2014 i 2015).
To on stworzył nowoczesną i zamożną gminę Mszczonów. Był inicjatorem powstania mszczonowskich dzielnic przemysłowych, w których przedsiębiorcy zainwestowali ponad miliard euro. Doprowadził do wykorzystania wód geotermalnych – naturalnego bogactwa Mszczonowa. Dzięki Niemu zaczęła funkcjonować w mieście Geotermia Mazowiecka. Dzięki pracy i zaangażowaniu burmistrza w podmiejskiej Wręczy powstał największy w Europie Park Wodny „Suntago”, a w samym Mszczonowie „Deepspot” – najgłębszy na kontynencie basen dla nurków. Samorządowiec doprowadził również do wybudowania „Term Mszczonów”.
Przez wiele lat Józef Kurek przewodniczył Konwentowi Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Województwa Mazowieckiego. Pełnił również funkcje: doradcy Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz członka Komitetu Monitorującego Program Fundusze Europejskie dla Mazowsza 2021–2027. Należał do grona współzałożycieli Związku Międzygminnego „Mazowsze Zachodnie”.
Decyzją władz samorządowych gminna żałoba zarządzona została do 31 stycznia.
Tomasz Opaliński-Sugajski, mazovia.pl
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie